Strona:Deotyma - Panienka z okienka.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Biblja w cudownéj oprawie z emaljami, a wszędzie pełno tych pękatych Delftyjskich fajansów, których tło białe jest nażyłkowane błękitnemi albo czerwonemi wzorkami. Było téż dużo i fraszek niewieścich. Z boku, nad wszystkiém królujący, piętrzył się pod ścianą wspaniały pawilon, po trzech stronach zasunięty złoto zieloną makatą z Arrasu.
Pan Kaźmiérz rozglądał się, kręcił głową i mówił:
— Proszę! Proszę! Waszecina kamieniczka, druga królowa Bona. A toż ona summy Neapolitańskie połknęła.
Kupiec zaś powzdychiwał, i powtarzał:
— Cóż, kiedy pustki? Tu przez dwadzieścia lat gospodarowała moja biédna Dorotea.
Kaźmiérz spostrzegłszy w téj chwili klęcznik, z bursztynową Figurą Matki Boskiéj, zdziwił się i zapytał:
— A toć to chyba nie była dyssydentka, kiedy widzę tu takie świętości?
— A nie. - Odparł z przekąsem gospodarz. - Katoliczka była, i zażarta. Dobrze mi dojadła swoim wiecznym śledziem i Litanyami.
— Remomeruję Waści, że i ja katolik i praw.
Gospodarz odpowiedział pół-szyderczo:
— Pokornie Waszą Miłość przepraszam. Ale my tu we Gdańsku nie owijamy téj rzeczy w bawełnę; jako kto wierzy, tak i gada. U nas tak.
Potém znów nastroiwszy smutny wyraz twarzy, utyskiwał: