Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

za franka tytoniu a resztę zatrzymał dla siebie. Tymczasem mój pan wybiegł za mną na ulicę i wyrwał mi z ręki tę złotą monetę. Skoro zacząłem głośno krzyczeć pochwycił mię, ścisnął za gardło i wrzucił tutaj do tej komórki, grożąc że mię zabije, jak tylko wymówię choćby jedno słowo. Co wieczór przynosi mi chleb i wodę.
— Biedny chłopak! rzekł Moutier.
— Mój Boże, jęczał Piotrek, posłyszawszy obcy głos, tam ktoś jest z tobą. Moj pan dowie się o naszej rozmowne i niezawodnie mię zabije.
— Bądź spokojny, odezwał się wreszcie pan Moutier, to ja jestem ten żołnierz, co przed trzema laty dopomógł ci do przeniesienia worka z węglami. Jestem przyjacielem Jakóba i nie zdradzę cię. Kiedy odjechał obcy?
— Mój pan mówi, że odjechał już, ale mnie się zdaje, że dzisiejszego jeszcze wieczora słyszałem jego głos. Mówił bardzo głośno a mój pan klął okropnie a potem taki zrobił się hałas jakby się oba bili ze sobą. Później słyszałem rozmawiającą żonę pana i brata jego. Następnie wszystko ucichło i mój pan przyniósł mi kolacyę.
Moutier zadrżał na myśl, że może tutaj spełniona została jaka zbrodnia albo może dopiero mają przystąpić do jej spełnienia.
— Jakby temu przeszkodzić jeżeli już nie jest za późno? Wszystkie drzwi zamknięte, nie podobna wejść nie zrobiwszy hałasu. Nie tego się obawiam jednak, mówił sam do siebie, przy po-