Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zajmuj się tem szczerze księże proboszczu i rozmów się z nią w tym czasie, kiedy ani mnie, ani Derigny nie będzie w gospodzie. Sprawa ta powinna się załatwić prędko i z pomyślnym skutkiem.
Rozmowę przerwała Elfy, Moutier i chłopcy, którzy właśnie nadbiegli, spostrzegłszy generała. Elfy miała łzy w oczach.
— Generale nie wiem doprawdy jak ci dziękować za wszystko, nawet własny ojciec nie mógłby z większą szlachetnością postępować z moim Józefem. Wieleż to pięknych rzeczy otrzymaliśmy od pana. Z jaką delikatnością, z jakim wdziękiem i skromnością, obdarzyłeś nas pan swojemi dobrodziejstwami.
Pochwyciła go za ręce i ucałowała po kilka kroć.
— Moje dziecko, daj mi pokój rzekł generał, jeżeli nie przestaniesz i ja będę płakał; a wcale sobie tego nie życzę. No dajże mi pokój mówię. Moutier.
Moutier pochwycił jego ręce równie i o mało ich nie zgniótł w uścisku. Przyczem także go pocałował.
— Generale, mówił, jeszcze w życiu nie pocałowałem w rękę żadnego człowieka, tylko ciebie, bo ty dla mnie jesteś dobrodziejem, jesteś moim ojcem.
— Cicho! Cicho! Mówisz tak jak Piotrek gałganiarz.