Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XIX.
Dramat.

Podróż nietrwała długo; rankiem nasi trzej wędrowcy opuścili Bagnoles a już około południa przybyli do Lomnigny, ale nie pieszo, jak to miało miejsce poprzednio.
Pani Blidot, Elfy, Jakób i Paweł, wybiegli naprzeciwko nich z otwartemi rękami, uprzedzeni bowiem byli o dniu powrotu.
Moutier przedstawił Derigny pani Blidot i Elfy a skoro obu chłopców również do niego przyprowadził, żołnierz uściskał ich serdeczie i co najmniej z dziesięć razy ucałował, był nawet tak wzruszony, że się oddalił do innego pokoju a za nim poszedł Moutier wraz z chłopcami.
— Co ci jest przyjacielu, pytał Moutier, co cię tak wzruszyło?
— Mój Boże! Mój Boże! zawołał Derigny. Boże daj mi siłę do przecierpienia tej próby. O moje dzieci! Moje dzieci!
Jakób zbliżył się do niego ze łzami w oczach wpatrywał się długo w jego oblicze i przeciągając ręką po czole! dodał:
— To samo wołał nasz ojciec? gdy się od nas oddalał:
— Jak ci imię kochany chłopcze? zapytał Derigny.
— Jakób.
— A twemu bratu?