Strona:De Segur - Gospoda pod Aniołem Stróżem.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To łotr! krzyknął generał.
Następnie zwracając się do Moutier, zapytał.
— Cóż się dzieje z temi trzema nicponiami?
— Właśnie tylko co dowiedziałem się, że żandarmi odnieśli ich do więzienia i że jutro rozpoczyna się śledztwo sądowe.
— Już jutro! powtórzyła Elfy z westchnieniem bo też rzeczywiście po przeprowadzeniu śledztwa, miała się rozstać na czas niejaki ze swym ukochanym Józefem.
— Niezadługo powrócimy, moja droga Elfy, uspakajał ją Moutier. Trzy tygodnie zabawimy w kąpieli, dwa dni będziemy potrzebowali na wyjazd i przyjazd, co razem czyni miesiąc, nie więcej.
— To bardzo grzecznie ze strony pani, odezwał się generał żartobliwie, że moja nieobecność tak cię zasmuca, bo zapewne dlatego tak wzdychałaś? Nie odpowiadasz! Kto milczy, ten potwierdza... To westchnienie przyniesie pani w darze piękny złoty zegarek z takimże łańcuszkiem.
— Ależ panie generale... wyjąkała Elfy.
— Więc pani wzdychałaś nie z mojego powodu? powtórzył generał.
— Bynajmniej, odparła Elfy. Pan wiesz dobrze, że moje westchnienie tyczyło się Józefa.
— Szczerość taka musi być wynagrodzona, zawołał generał, otrzymasz pani zatem nietylko zegarek i dewizkę, ale jeszcze broszkę i kolczyki.