Strona:Dante Alighieri - Boska komedja (tłum. Porębowicz).djvu/642

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
PIEŚŃ XXXI.[1]

W postaci jasnej, różanej korony

Święci wojacy mi się ukazali,
Krwią Chrystusową poczet poślubiony.

Tuż wzlata drugi, ogląda i chwali[2]

Wielkość Onego, co w nim miłość nieci
I Dobroć wieczną, co go doskonali.

Jako rój pszczelny raz po raz się wkwieci

I znów polata nad pąkiem koliście,
Miód urabiając z kwiatu słodkiej śnieci,

10 
Tak owy hufiec między piękne liście

Wpadał i wzlatał i ginął w bezmiarze,
Gdzie miłość jego mieszka wiekuiście.

13 
Z płomieni żywych były jednych twarze,

A skrzydła złote: drugi huf był w bieli:
Żadna biel śnieżna z nim nie stanie w parze.

16 
Stopień po stopniu schodzili anieli

W głąb róży: gońce miru i pogody,
Które powiewem skrzydeł wciąż garnęli[3].

19 
Nie stanowiły dla wzroku przeszkody,

Ani dla światła te przez blasków morze
Ciągle płynących aniołów pochody.

22 
Bo skroś wszechświata wnika światło boże

I wedle zasług różnie się rozdziela,
A nic mu stanąć oporem nie może.

25 
Owo królestwo ciszy i wesela

W lud starożytny i w lud nowy strojne
Wzrok i myśl swoję w jeden cel zestrzela.


  1. Niebo empirejskie. Bóg, aniołowie i święci.
  2. W. 2—4. Pierwszy poczet, to święci, — drugi, to aniołowie.
  3. W. 16—18. Aniołowie skrzydłami garnęli z góry pokój i pogodę i znosili ją świętym.