Strona:Dante Alighieri - Boska komedja (tłum. Porębowicz).djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
97 
Rozumiem tutaj Eneidę, rodzicę,

Piastunkę moich niemowlęcych pieśni;
Bez niej by zeszła cześć ma na marnicę.

100 
I bogdajbyśmy żyli równocześni,

Radaby dzisiaj przydać moja dusza
Rok więcej niż jej liczono, tej cieśni«.

103 
Zwrócą się ku mnie oczy Wirgiljusza:

Zda się, chciał »zamilcz« wyrzec giestem twarzy,
Ale nie zawsze wolę się przymusza.

106 
Bowiem śmiech i płacz z uczuciem się parzy,

Co je wywoła, a to tak najściślej,
Że im kto szczerszy, tem mniej wolą waży.

109 
Skinąłem jak człek, który się domyśli,

Więc duch zmilknąwszy, spojrzał mi w źrenice,
Gdzie wyraz duszy najjaśniej się kreśli.

112 
»Bodaj twa praca nie poszła na nice«,

Rzekł, »ale powiedz, czemu w twej zamkniętej
Twarzy ujrzałem śmiechu błyskawicę?«

115 
W dwa ognie uczuć byłem teraz wzięty:

To milczeć każe, a to mówić błaga;
Westchnąłem jeno — i byłem pojęty.

118 
»Przemów, »Mistrz rzecze, »niech cię strach nie zmaga,

Odpowiedz na to duchowi prawdziwie,
Czego się z taką żywością domaga«.

121 
Więc ja powiadam: »Widzę, iż w podziwie

Pytasz przyczyny, co mój uśmiech budzi;
Lecz się zdumiejesz bardziej niewątpliwie.

124 
Ten, za kim wzrok mój ku górze się trudzi,

Jest ów Wirgiljusz, co twą pieśnią rządził,
Kiedyś opiewał i Bogów i ludzi.