Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jakto! mistrzu, powiadasz, że ten portret nieskończony! — zawołał król — czegóż jeszcze braknie? Twarz jak żywa, zda się, że usta przemówią... Można ci pozazdrościć, Leonardzie — mówił monarcha żartobliwie. Pięć lat spędzonych sam na sam z taką kobietą! A cóż mąż robił przez ten czas? Gdyby nie umarła, nie skończyłbyś portretu do dziś dnia. Śmiał się, mrugał roziskrzonemi oczyma, podobniejszy był jeszcze do fauna, niż zwykle. Nie przychodziło mu nawet na myśl, że monna Liza mogła pozostać uczciwą i dochować wiary mężowi.
— Tak, tak, mój przyjacielu — dodał z uśmiechem — znasz się na kobietach. Co za ramiona! jakie piersi! A wdzięki ukryte musiały być jeszcze powabniejsze!
Przyglądał się brutalnem okiem mężczyzny, który każdą kobietę rozbiera w myśli i obejmuje w posiadanie.
Leonard zbladł i spuścił oczy.
— Aby namalować taki portret — nie dość być wielkim artystą — ciągnął król dalej — trzeba zgłębić tajniki duszy kobiecej, ów labirynt Dedala, motek, którego sam szatan nie rozplącze. Wydaje ci się słodka, nieśmiała, pokorna; spuszcza oczy, jak mniszka, nie zabiłaby muchy, ale zaufaj jej tylko, a zmieni się w tygrysicę.
Leonard odsunął się na bok, pod pozorem ustawienia w lepszem świetle stalugi z nowym obrazem.
— Nie wiem czy to prawda — szepnął Saint-Gelais, na ucho królowi, tak że Leonard nie mógł go słyszeć. — Mówiono mi, że ten oryginał nietylko nie kochał monny Lizy, lecz że w życiu swem nie kochał żadnej kobiety i że do dziś dnia zachował czystość.
Król wzruszył ramionami i uśmiechnął się, jak człowiek dobrze wychowany, który słuchając największych bredni udaje, że w nie wierzy. Cóż go to zresztą obchodziło. On sam potrafił korzystać z uciech życia, inni mogli ich używać lub niemi gardzić — wedle woli.
— A cóż to za obraz? — spytał, ujrzawszy płótno na stalugach.
— Sądząc po winnych gronach, można wnosić, że to Bachus — wtrącił poeta.
— A ten? — rzekł król, wskazując drugi obraz.
— To także Bachus — odparł Saint Gelais po krótkiem wahaniu.