Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

milczę uparcie, ale gdy mowa o polityce, wtedy wsiadam na ulubionego konika i nie daję nikomu wysadzić się z siodła. Poświęciłem się badaniu wewnętrznego ustroju republik i monarchii, a badam je bezstronnie, jak matematyk — cyfry, dociekam prawdę, choć wiem, że nikt nie lubi jej słuchać. Ha! gotuję sobie może los Girolama Savonaroli!

IV.

Rozmawiali długo. Pomiędzy innemi, Leonard pytał go, dlaczego mówiąc z kapitanem kopijników, odmawiał znaczenia fortecom i broni palnej. Były-li to żarty?
— Wcale nie — odparł Niccolo, — wszak dawni Spartanie i Rzymianie, nasi mistrze w wojennej sztuce, nie znali prochu.
— Ale doświadczenie i badanie natury nauczyły nas wiele i przynoszą codzień nowe niespodzianki, o których starożytni marzyć nawet nie śmieli.
Machiavelli obstawał przy swojem zdaniu.
— Czyż ludzkość, czyż niebo i ziemia inne są dzisiaj, niż dawniej? — powiadał.
Żadne rozumowania przekonać go nie zdołały. Ten człowiek, gdy chodziło o starożytność, stawał się scholastycznym pedantem. Widząc, że go nie przekona, Leonard położył się, Ser Niccolo siedział jeszcze długo, i pisał raport do swoich mocodawców we Florencyi, donosząc im o każdym kroku i każdym słowie księcia Romanii, wyłuszczając jego tajone zamiary, które on bystrym rozumem przeniknął. Pomimo lekkiej formy, raport był nacechowany wielką mądrością polityczną.

V.

Nazajutrz rano powietrze ucichło, i słońce przedarło się przez śnieżne chmury. Gdy Leonard obudził się, w pokoju nie było już Machiavella. Artysta zeszedł do kuchni, kazał kulbaczyć muły i posilał się przed drogą. Opodal imć Niccolo rozmawiał z nowoprzybyłym