Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

U wejścia do jaskini rozległo się parskanie wierzchowców i doleciały stłumione głosy. Pokojowiec Pusterla wbiegł i szepnął parę słów na ucho sekretarzowi, Bartolomeo Calco.
— Co się stało? — zapytał książę.
Wszyscy umilkli i spuścili oczy.
— Wasza Książęca Mości — zaczął sekretarz głosem drżącym, ale nie mógł dokończyć.
— Monsignore — rzekł wówczas nadworny lekarz Luigi Marliani, podchodząc do wygnańca — niech Bóg ma w swej opiece Waszą Książęcą Mość. Przygotujcie się na wszystko, Miłościwy Panie: nadeszły złe wieści.
— Mów, mów prędzej! — zawołał Il Moro, blednąc.
W otworze jaskini ujrzał człowieka w wysokich, zabłoconych butach. Wszyscy rozstąpili się przed nim. Książę, podbiegł do gońca, wyrwał mu z rąk kopertę, rozerwał pieczęć, przebiegł pismo oczyma, krzyknął i padł zemdlony. Pusterla i Marliani rzucili się z pomocą.
Borgonzio Botta uwiadamiał Il Mora, że 17-go września, zdrajca Bernardino di Corte wydał zamek Medyolański marszałkowi króla Francyi, Trivulce.
Książę lubił omdlewać i posiadał wybornie tę sztukę, posługując się nią czasem gwoli dyplomatycznym fortelom; tym razem omdlenie było prawdziwe.
Przez długi czas nie można go było ocucić, wreszcie otworzył oczy, westchnął, podniósł się, przeżegnał i szepnął:
— Od Judasza do dni naszych nie było większego zdrajcy od Bernardina di Corte. To wąż, wygrzany na mojem łonie.
Powiedziawszy to, przez cały dzień nie wymówił już ani jednego słowa.
W kilka dni potem w Insbruku, gdzie cesarz Maksymilian przyjął go nader uprzejmie, Il Moro, o późnej godzinie, chodził wzdłuż i wszerz po jednej z komnat cesarskiego pałacu; dyktował sekretarzowi Calco dwa listy wierzytelne dla ambasadorów, których wyprawił do Konstantynopola, wzywając sułtana do udzielenia mu pomocy przeciw Francuzom.