Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tonina. We Włoszech, zjednoczonych pod mojem berłem, zakwitłyby starożytne laury Apolina i drzewa oliwne Pallas Ateny; zaświtałaby era wieczystego pokoju, zapanowałyby muzy. Byłem pierwszym monarchą, szukającym sławy nie w krwawych wojnach, lecz owocach nauki i zgody.
Świeca zaskwierczała i zgasła. Książę drgnął, poczytywał to sobie za złą wróżbę. Poomacku doszedł do łóżka, rozebrał się i usnął.
Śniło mu się, że klęczy u stóp madonny Beatryczy, która, dowiedziawszy się o stosunku męża do Lukrecyi, lżyła go i trzepała po twarzy. Książę znosił to cierpliwie, radośnie nawet — cieszył się, że ją widzi żywą i zdrową.
Nadstawiał policzek, brał ciemne rączki księżnej i obsypywał je pocałunkami, płakał z miłości i ze współczucia dla niej.
Nagle Beatrycze zmieniała się w bożka Merkurego, tego właśnie, którego Leonard przedstawił we fresku nad żelaznemi drzwiami skarbca. Bożek chwytał go za włosy i wołał:
— Czegóż spodziewasz się, głupcze? Nie sądź, że twoje fortele wyprowadzą cię z kłopotu i oszczędzą ci kary boskiej za zbrodnie. Jesteś zdrajcą i mordercą.
Książę obudził się o pierwszym brzasku. Rycerze i najemnicy, którzy mieli go przeprowadzić do Niemiec — wszystkiego razem trzystu jezdnych, oczekiwali już w wielkiej alei i na drodze, wiodącej ku Alpom.
Książę dosiadł konia i udał się do klasztoru Najświętszej Panny Łaskawej, aby raz jeszcze pomodlić się u grobu żony.
Gdy pierwsze promienie słońca rozbłysły na niebie, smutny orszak wyruszył w stronę Inbsruku; przez Como, Bellaggio, Bormio Balsano i Brisina.

II.

Jesienne deszcze popsuły drogi, podróż przeciągnęła się dwa tygodnie. 18-go września, późnym wieczorem dojeżdżano do celu.