Przejdź do zawartości

Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Milcz, stary! A nie pamiętasz, co powiada Ewangelia: „kto ma wiarę, choćby tak dużą jak ziarnko gorczyczne, ten może przenosić góry“. Bóg nie pokaże cudu, jeżeli w Niego nie wierzymy.
— Tak — ta! — kwtórowali inni.
— A kto pierwszy wejdzie w ogień — fra Domenico czy fra Girolamo?
— Obaj razem.
— Nie, fra Girolamo będzie się tylko modlił, ale w ogień nie wejdzie.
— Jakto nie wejdzie? Któż ma wejść, jeśli nie on? Naprzód Domenico, a potem Girolamo, a na ostatku ci wszyscy z nas, którzy się zapisali w klasztorze Św. Marka.
— Czy to prawda, że fra Girolamo wskrzesi umarłego?
— Tak. Naprzód będzie cud ognia, a następnie wskrzeszenie umarłego. Sam czytałem list Savanaroli do papieża: „Wyznaczcie mi współzawodnika — pisał — wejdziemy obaj do grobu i każdy z nas powie z kolei: „Wstań“. Ten, którego słowo przywróci życie umarłemu, będzie uznany prorokiem, a drugi — oszustem“.
— Będą jeszcze inne cuda! Ujrzycie Syna Człowieczego, zstępującego z obłoków.
— Amen! Amen! — zagrzmiały liczne głosy. Twarze bladły, gorączkowe oczekiwanie płonęło w oczach.
Tłum parł się naprzód, pociągając Leonarda i jego towarzysza.

II.

Gdy doszli do placu Książęcego, ujrzeli nieprzeliczone tłumy Nie tylko cały plac, lecz wieże, okna, loggie, dachy domów roiły się od ludzi. Kilku spadło z dachu i zabiło się na miejscu.
Ulice były zagrodzone łańcuchami, z wyjątkiem dwóch, przy których stali strażnicy miejscy, przepuszczając po jednemu ludzi nieuzbrojonych.