Strona:D. M. Mereżkowski - Zmartwychwstanie Bogów.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i smutnym, wypowiedziało komplement, ułożony na cześć księcia i przeplatany zwrotką:

Jam jest, wiek złoty
Próżen zgryzoty.

Dokoła rydwanu wszczęły się tańce. Długi komplement znudził wszystkich. Przestano go słuchać. A dziecię, stojąc u szczytu alegorycznej grupy, usteczkami, skotniałemi od zimna, powtarzało słowa, nie rozumiejąc ich sensu:

Jam jest, wiek złoty
Próżen zgryzoty.

Beatrycze tańczyła z Gasparem Visconti. Od czasu do czasu ściskało jej się gardło kurczem nerwowym. Czuła się bardzo nieszczęśliwa i bardzo cierpiąca, krew uderzała jej do skroni, oczy mgłą zachodziły, ale wydawała się spokojną. Z ust jej nie zchodził uśmiech.
Tańce skończyły się. Księżna wyszła z pośród wesołego tłumu i oddaliła się do swoich apartamentów.

VIII.

Zmierzała do odległej wieży, w której był skarbiec. Nikt tam nie wchodził, oprócz niej i księcia. Wziąwszy pochodnię z rąk pazia Ricciardetto, kazała mu czekać u drzwi i weszła do olbrzymiej sali, w której było ciemno i chłodno, jak w grobie. Usiadła, wyjęła z zanadrza plikę listów, rozwiązała je, położyła na stole, i chciała czytać, gdy nagle, wiatr, wciskając się przez kominek, zaświstał i omal nie zgasił pochodni. Zaległa znowu cisza. Słychać było odległe dźwięki muzyki balowej i przytłumione głosy, a w odstępach — chrzęst łańcuchów, dolatujący z podziemi, w których byli zakuci więźniowie.
Wtem Beatrycze uczuła, że ktoś stoi za nią. Strach ją ogarnął. Wiedziała, że nie trzeba się odwracać, ale nie mogła się wstrzymać od tego.
W rogu komnaty stała postać, którą księżna widziała już po raz wtóry; postać długa, czarna, czarniejsza od ciemności, z głową, ukrytą