Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy była piękna?
— Więc ty jej nie widziałeś?.. Nie, brzydka była, bardzo brzydka. Szczupła, śniada, dziobata, z zepsutymi zębami, czego znosić nie mogę u kobiet. Wprawdzie, pamiętając o tej wadzie, nie uśmiechała się nigdy. Mówiono, że mnie zdradzała, że nocami wymykała się w przebraniu do hipodromu, jak Mesalina, do młodego i urodziwego woźnicy. Cóż mnie to mogło obchodzić? Alboź i ja jej nie zdradzałem?.. Nie przeszkadzała mi, i ja odpłacałem jej tem samem. Powiadano, że była okrutna. Tak jest, potrafiła rządzić, Julianie!.. Nie cierpiała autorów epigramatów i śpiewek ulicznych, w których ci nędznicy zarzucali jej brak wdzięku w obejściu i porównywali ją do niewolnicy z kuchni, przebranej za żonę cezarową. Lubiła zemstę!.. A co za rozum! Julianie, co za rozum! Czułem się przy niej spokojny, jak za granitowymi murami. Ach! jakie płataliśmy figle! Jak pysznieśmy się bawili!..
Uśmiechał się do przyjemnych wspomnień i końcem języka muskał wargi różowe, jeszcze wilgotne od wina chioteńskiego.
— Niema co mówić, bawiliśmy się pysznie! — powtarzał z pewną dumą.
Udając się na spotkanie z bratem. Julian zamierzał obudzić w nim uczucie skruchy i nawet przygotował sobie przemowę przeciwko tyranom w duchu Libaniusza. Spodziewał się zastać człowieka, chłostanego biczem Nemezydy — tymczasem widział pogodną, pełną twarz pięknego greckiego atlety. Słowa zamarły na ustach Juliana. Patrzał bez obrazy i gniewu na „dobroduszne stworzenie,” jak w myśli brata nazywał, i mówił sobie, że prawić mu kazania byłoby równie niedorzecznie, jak naprzykład pięknemu ogierowi. Poprzestał więc na tem, że