Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dokonywał wespół z teurgiem nowej operacyi wiwisekcyjnej na jakiemś rzadkiem zwierzęciu, nadesłanem Maksymowi z Indyi. Sala była okrągła, urządzona na modłę teatru anatomicznego w Muzeum Aleksandryjskiem. Dokoła stały urny miedziane, fajerki, eolipile, przyrządy Archimedesa, tak zwana machina ogniowa Ktezybiusza i Herona. W ciszy sąsiedniej biblioteki dźwięcznie kapały krople wody w zegarze hydraulicznym, wynalazku Apoloniusza. Tam również widać było globusy, metalowe karty geograficzne, wyobrażenia sfer niebieskich Hiparcha i Eratostenesa. Dwaj przyjaciele dokonywali wiwisekcyi metodą wielkiego anatoma Herofila.
W łagodnem i miękkiem świetle, padającem przez okrągły otwór w suficie — okien w sali nie było — Maksym w zwykłej odzieży filozofa badał ciekawie ciepłe jeszcze wnętrzności zwierzęcia, rozłożone na szerokim stole marmurowym. Drobne i bystre jego oczy z pod siwych brwi jaśniały, jak zawsze, przenikliwym, zlekka szyderczym blaskiem.
Orybazy, pochylony nad wątrobą zwierzęcia, mówił:
— Jakim sposobem Maksym, wielki filozof i uczony Maksym, wierzyć może w te wszystkie niedorzeczne cuda?
— Wierzę w nie i nie wierzę — odpowiedział teurg.
— Czyż natura, którą obaj badamy tak pilnie, nie jest jednym z najnieprawdopodobniejszych cudów? Czyż nie są cudem i tajemnicą te cieniutkie naczynia krwionośne, te nerwy, ten doskonały układ organów wewnętrznych, które rozpatrujemy na podobieństwu augurów?..
— Wiesz, o czem chcę mówić — przerwał młody lekarz: — Dlaczego zwiodłeś tego biednego młodzieńca?
— Juliana?
— Tak.
— Sam chciał być zwiedzionym.