W dole ciągnęły się pyszne ogrody i wille Maksyma, pałace i propileje, przypominające kolumnady Persepolisu. Dalej było widać śród mgły zarysy Artemizjonu i wielokolumnowego Efezu. Jeszcze dalej, na wschód, zachód, południe i północ, rozpostarło się morze niezmierzone, zamglone, ciemno błękitne, całe drżące i uśmiechnięte w oczekiwaniu słońca.
Stali na takiej wyżynie, że Julian uczuł zawrót głowy i musiał wesprzeć się na ramieniu Maksyma. Słońce zabłysło z poza gór; Julian przymrużył oczy z uśmiechem, a na jego szatę białą padły z razu bladoróżowe, potem purpurowe promienie.
Hierofant zatoczył dłonią dokoła widnokręgu i wskazując morze i ląd, przemówił:
— Spojrzyj: to wszystko twoje!
— Czyż mogę, mistrzu?.. Oto z dnia na dzień oczekuję śmierci... Jestem bezsilny i chory...
— Słońce, bóg Mitra, wieńczy cię swoją purpurą! To purpura cesarza rzymskiego. Wszystko należy do ciebie. Odważ się!
— Co mi po wszystkiem, skoro prawda nie istnieje, skoro niema Boga, którego szukam?..
— Znajdź go, połącz, jeśli zdołasz, prawdę Tytana z prawdą Galilejczyka, a staniesz się większym od wszystkich, których kobiety zrodziły na ziemi.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Maksym z Efezu posiadał wspaniałe biblioteki, zaciszne sale marmurowe, zastawione przyrządami naukowymi i obszerne gabinety anatomiczne. W jednym z nich młody uczony Orybazy, lekarz ze szkoły aleksandryjskiej, z cienkim nożem stalowym w ręku, zastępującym skalpel,