Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oswobódź mnie, Herkulesie!
Tytan wzniósł kędzierzawą głowę, i oczy jego spotkały się z oczyma uśpionego Juliana.
— Kto jesteś? Kogo przywołujesz? — pytał Julian z ciężkim wysiłkiem, jak mówiący przez sen człowiek.
— Ciebie!
— Jestem tylko słabym śmiertelnikiem.
— Bratem moim jesteś... oswobódź mnie!
— Któż cię przykuł nanowo?
— Pokorni, łagodni, którzy przez tchórzostwo odpuszczają wrogom. Niewolnicy, niewolnicy!.. Oswobódź mnie!
— Jakże to potrafię?
— Bądź, jako ja!
Skłębiły się ciemne chmury; z oddali zahuczał grom. Błysnęło. Sęp z krzykiem uleciał w górę, z dzioba kapała mu krew. Ale silniejszy od grzmotu rozległ się znowu głos Tytana:
— Oswobódź mnie, Herkulesie!
Potem znowu zakryły wszystko obłoki dymu, unoszące się z trójnoga. Julian obudził się na jedno mgnienie oka i usłyszał zapytanie hierofanta:
— Czy chcesz ujrzeć Potępionego?
— Tak jest, chcę.
— Spojrzyj więc.
Julian na nowo przymknął oczy i poddał się lekkiemu zaczarowanemu uśpieniu.
Śród białych dymów zarysowała się mglisto głowa pomiędzy ogromnemi skrzydłami, których pióra zwieszały się nakształt gałązek wierzby płaczącej, a jakieś sinawe światło posępnie na nich drgało.
Z oddali doleciał cichy głos, niby głos zmarłego przyjaciela: