Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

usianej złotem, szmaragdami, karbunkułami, zasiadał najwyższy hierofant, Maksym z Efezu.
Przeciągły głos hierodula oznajmił początek misteryów.
— Jeżeli jest w zgromadzeniu bezbożnik, chrześcijanin albo epikurejczyk — niechaj wyjdzie!
Uprzedzony, jakie należy dawać odpowiedzi, Julian przemówił:
— Niech wyjdą chrześcijanie!
Chór hierodulów, ukryty w ciemności, oderwał się:
— Za drzwi, za drzwi! Niech wyjdą chrześcijanie!
Wtedy z półmroku wyłoniło się dwudziestu czterech młodzianów całkiem nagich, trzymających w dłoniach srebrne systry w kształcie sierpów księżyca. Ale końce sierpów łączyły się w krąg całkowity, i wprawione w nie były cienkie druciki, drgające od najlżejszego dotknięcia. Jednocześnie wzniósłszy ponad głowy swe instrumenty, młodzieńcy wdzięcznym i zgodnym ruchem targnęli struny, i systry zabrzmiały żałośnie i rzewnie.
Maksym dał znak.
Do Juliana zbliżył ktoś się z tyłu, zawiązał mu mocno oczy i wyrzekł:
— Idź. Nie lękaj się ani wody, ani ognia, ani duchów, ani ciał, ani życia, ani śmierci.
Poprowadzono go.
Otwarły się ze zgrzytem drzwi żelazne, widocznie zardzewiałe. Popchnięto go naprzód. Owiało go powietrze duszne, pod nogami uczuł spadziste i ślizkie stopnie. Począł zstępować po jakichś niemających końca schodach śród grobowego milczenia. Czuć było stęchliznę. Zdawało mu się, że jest bardzo głęboko pod ziemią. Potem szedł przez korytarz wązki, ocierając się o ściany. Nagle pod bosemi stopami trysnęła wilgoć, potoczyły się strugi; wkrótce miał wodę po kostki. Szedł dalej. Co krok