Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale osłabienie jego nie ustąpiło jeszcze, pomimo chwilowego podniecenia. Uczuł zawrót głowy, zamknął oczy i musiał się oprzeć o płócienną ścianę namiotu.
— Daj mi wina... mocnego... z zimną wodą...
Stary niewolnik pośpiesznie wykonał rozkaz i podał cesarzowi puhar, który Julian wychylił zwolna i pokrzepiony wyszedł z namiotu.
Było już późno wieczorem. Zdala za Eufratem przeciągnęła nawałnica, i wiatr niósł jeszcze świeżość i zapach deszczu. Pośród chmur czarnych drżały rzadkie gwiazdy, jak kaganki, zdmuchywane wiatrem. Z pustyni dochodziły poszczekiwania szakali.
Julian odsłonił pierś, wystawił czoło na wiatr i z rozkoszą poddawał się pieszczotom cichnącej burzy.
Uśmiechnął się, myśląc o swojem zniechęceniu. Osłabienie jego przeszło, wracało przyjemne wytężenie sił ducha, podobne do upojenia winem. Nerwy miał napięte, jak czułe struny. Chciało mu się dowodzić, działać, nie sypiać po nocach, potykać się, igrać z życiem i ze śmiercią, zwalczać niebezpieczeństwa. Jedynie niekiedy czuł dreszcz, przeszywający mu ciało.
Nadszedł Arynteusz.
Wiadomości były opłakane. Znikła cała nadzieja na pomoc ze strony Prokopa i Sebastiana. Cesarza opuścili sprzymierzeńcy w niezbadanej głębi Azyi. Przebąkiwano o zdradzie podstępnego Arsacesa.
W tej chwili doniesiono cesarzowi, iż zbieg z obozu Sapora pragnie z nim pomówić.
Przyprowadzono go.
Pers rzucił się do nóg Juliana i ziemię całował.
Była to poczwara. Ogolona głowa, zeszpecona torturami azyatyckiemi, z obciętemi uszyma i przedartemi noz-