Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chciał rzucić się w środek tłumu, rozpędzić ten motłoch tryumfujący, wywrócić trumnę i rozproszyć na cztery wiatry kości świętego.
Ale jakaś silna dłoń chwyciła za uzdę cesarskiego konia.
— Precz z drogi! — krzyknął Julian ze wściekłością i podniósł miecz, by uderzyć.
Ale dłoń opadła mu w tejże chwili. Przed nim stał mądry starzec o twarzy smutnej i spokojnej. Salustyusz Sekundus, przybyły w porę z Antyochii.
— Cesarzu! nie napastuj bezbronnych! Opamiętaj się!
Julian włożył miecz do pochwy.
Hełm piekł mu głowę, jakby rozpalony do czerwoności. Zerwał go, rzucił o ziemię i ocierał grube krople potu, które mu wystąpiły na czole. Następnie sam, bez żołnierzy, z gołą głową podjechał ku tłumom i skinieniem pochód zatrzymał.
Poznano go. Śpiew umilkł.
— Mieszkańcy Antyochii! — rzekł prawie spokojnie, strasznym wysiłkiem woli panując nad sobą — wiedzcie o tem, że podburzacze tłumu i podpalacze świątyni Apollina będą ukarani bez litości. Drwicie z mojego miłosierdzia? Zobaczymy, jak drwić będziecie z mojego gniewu! August rzymski mocen jest zgładzić z powierzchni ziemi wasze miasto tak, iż ludzie zapomną, że Antyochia Wielka niegdyś istniała. Ja wszakże odchodzę tylko od was. Wyruszam w pochód przeciwko Persom. Ale jeżeli bogowie mi pozwolą powrócić zwycięzcą, biada wam; buntownicy! Biada tobie, Nazarejczyku, synu cieśli!..
Wywinął mieczem ponad tłumem.
Nagle wydało mu się, że słyszy wyraźnie jakiś głos dziwny, nadczłowieczy: