Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piryjski. Ubierano je w hełmy i maski, ukrywano ogony pod purpurą cesarską, tak, iż kiedy tańczyły, trudno było uwierzyć, że to nie byli ludzie. To widowisko podobało się czas długi. Ale pewnego razu jednemu z widzów przyszło do głowy rzucić na scenę garść orzechów. I cóż się stało? Aktorowie zdarli purpurę i maski, obnażyli ogony, stanęli na czterech łapach, zawyli i poczęli się gryźć o orzechy. Tak samo ludzie niekiedy wykonywają z godnością piryjski taniec mądrości — aż do pierwszego datku. Wystarczy jednak cisnąć garść orzechów, ażeby uczeni przemienili się w piszczące i gryzące się małpy. Jak wam się ta bajka podoba, mistrzowie?
Nikt nie odpowiedział.
Wtem Sallustyusz chwycił cesarza za rękę i wskazał mu otwarte okno.
Na tle ciemnych obłoków rozwłóczyła się zwolna łuna czerwona, miotana gwałtownym wichrem.
— Pożar! pożar! — krzyknęli wszyscy obecni.
— Za rzeką! — przypuszczali jedni.
— Nie za rzeką, tylko w Garandamie! — zapewniali inni.
— Nie, nie! w Gezireh, u Żydów.
— Ani w Gezireh, ani w Garandamie! — krzyknął ktoś z ową nie dającą się stłumić radością, która opanowywa ludzi na widok pożaru. — To w gaju Dafny!
— Świątynia Apollina! — szepnął cesarz, czując, że krew nabiega mu do serca.
— To galilejczycy! — ryknął szalonym głosem, rzucając się ku drzwiom i na schody.
— Niewolnicy!.. Prędzej!.. Wierzchowca mego i pięćdziesięciu legionistów!
W parę chwil wszystko było gotowe. Wyprowadzono na dziedziniec czarnego ogiera, drżącego na całem