Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Oto dla czego, w troskliwości o zbawienie dusz galilejczyków, odejmujemy im sprawiedliwość rzymską i miecz rzymski, ażeby bez opieki, bezbronni, obcy wszystkiemu, co ziemskie i błahe, łacniej mogli się dostać do królestwa niebieskiego.
Z głuchym wewnętrznym śmiechem, przez który jedynie choć w części nasycał swą nienawiść, cesarz oddalił się śpiesznie ku świątyni Apollina. Staruszkowie łkali, wyciągając ręce ku niemu.
— Cesarzu! Nie wiedzieliśmy... Bierz nasz domek, naszą ziemię, wszystko, co posiadamy, tylko ulituj się nad synem naszym!...
Filozofowie chcieli wejść do świątyni za cesarzem. Wstrzymał ich ruchem ręki.
— Sam przyszedłem na uroczystość, sam tylko złożę ofiarę!
— Wejdźmy — dodał, zwracając się do kapłana. — Zamknij podwoje, niech nikt z niepoświęconych się nie wkradnie...
Zawarto drzwi przed nosem przyjaciół-filozofów...
— Niepoświęceni? Jak wam się to podoba? — pytał strapiony Gargilian.
Libaniusz milczał nadąsany.
Maurykus z miną tajemniczą pociągnął przyjaciół w kąt portyku i szepnął coś do nich, stukając się w czoło.
— Rozumiecie?
Zmieszali się wszyscy.
Maurykus zaczął wyliczać na palcach.
— Po pierwsze: twarz blada, spojrzenie gorączkowe, włosy w nieładzie, krok nierówny, mowa bez związku. Powtóre: niezwykła surowość i rozdrażnienie. Potrzecie: ta niedorzeczna wojna z Persami! Na Palladę! To już oczywiste szaleństwo!...