Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to ptak święty! Apollo na razie musi na tem poprzestać. Bogowie przejadają za gęsiną — dodał znowu, złośliwie przymrużając oko.
— Czy dawno już mieszkasz przy tej świątyni? — zagadnął Julian.
— Oj, dawno! Od czterdziestu lat, a może i dłużej.
— To syn twój? — pytał cesarz, wskazując Euforyona, który przypatrywał się im uważnie z miną myślącą, jak gdyby odgadując treść rozmowy.
— Nie, ja nie mam krewnych, ani przyjaciół. Euforyon jest moim pomocnikiem przy odprawianiu nabożeństwa.
— Kto są jego rodzice?
— Ojca nie znam i mocno wątpię, czy go zna ktokolwiek, matką zaś jego jest wielka sybilla Diotyma, która przez dłuższy czas mieszkała przy tej świątyni. Nie rozmawiała ona z nikim i nie podnosiła zasłony z twarzy wobec mężczyzn i była czysta, jak westalka. Gdy wydała na świat to dziecię, byliśmy wszyscy zdumieni i nie wiedzieliśmy co myśleć... Ale rozumny jeden hierofant stuletni powiedział nam...
Tu Gorgias z miną tajemniczą zasłonił dłonią usta i szepnął Julianowi do ucha, jak gdyby w obawie, że go chłopiec usłyszeć może:
— Hierofant nam powiedział, że to nie jest syn człowieczy, jeno syn boga, który nocą zstąpił w objęcia sybilli, śpiącej wewnątrz świątyni. Spojrzyj, jaki on piękny!
— Syn boga głuchoniemy!... — szepnął zdumiony cesarz.
— W czasach takich, jak obecne, syn boga i sybilli, któryby nie był głuchoniemym, musiałby umrzeć ze strapienia. Patrz, jaki on i tak chudy jest i blady!