Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chrześcijanin?
— Nie, Hellen.
— Aha, to dobrze! Bo to tutaj włóczy się wielu tych... bezbożników.
— Nie odpowiedziałeś mi do tej pory: gdzie jest lud? Czy dużo ofiar przysłano z Antyochii? Czy chóry są gotowe?
— Ofiar? Dobry sobie jesteś! — rzekł starzec, śmiejąc się i zataczając tak silnie, że o mato nie upadł. — Dawno już, mój bracie, nic podobnego nie widzieliśmy... od czasów Konstantyna...
Machnął rozpaczliwie ręką i gwizdnął.
— Bądź zdrów! Fiut! Ludzie zapomnieli o bogach. Co tam ofiar!... garstki mąki nieraz braknie, by upiec placek dla boga, szczypty kadzidła, kropli oliwy do lamp! — choć głowę trać! Tak, tak, mój synu, — łaska bogów Olimpu niech będzie z tobą!... Mnichy zagarnęły wszystko, i jeszcze się biją pomiędzy sobą.... waryują z otłuszczenia. Nasza rola skończona. Nędzne czasy!... A ty mówisz: nie pij! Nie można nie pić, kiedy się ma strapienie, mój łaskawco. Gdybym nie pił, dawnobym się już obwiesił...
— Czy nikt nie przybył z Antyochii na to uroczyste święto? — zapytał Julian.
— Nikt, prócz ciebie, mój synu. Ze mnie kapłan, z ciebie lud, razem poświęcimy ofiarę bogu.
— Mówiłeś, żeś żadnej nie dostał?
Gorgias potarł się po łysinie ze śmiechem.
— Nie dostaliśmy żadnej, ale mam własną. Pościliśmy trzy dni z Euforyonem (tu wskazał głuchoniemego chłopca), żeby zebrać potrzebną sumę. Patrz!
Podniósł pokrywę kosza, z którego wysunęła łeb gęś związana i zagęgała, usiłując się wydostać.
— He he he! Cóż? zła ofiara? — pytał dumnie starzec. — Wprawdzie gęś nie młoda i nie tłusta, ale zawsze