Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/298

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kosz niewypowiedzianą. To radość święta i tajemnicza. Niema wesela bez krwi, ani wielkości na tej ziemi. Zapach krwi to zapach Rzymu!
Ostatni potomek Auzoninszów powiódł po zgromadzomadzonych naiwnemi, starczo-dziecięcemi oczyma.
Wzdęte ciało Gargiliana poruszyło się na posadzce; właściciel jego, podniósłszy głowę, popatrzał na Auzoniusza.
— Wybornie to wyraziłeś: zapach krwi, zapach Rzymu... Nie przerywaj, Marku, jesteś dzisiaj w natchnieniu...
— Mówię, co czuję, moi drodzy. Krew tyle ma powabu dla ludzi, że nawet chrześcijanie obejść się bez niej nie mogą. I oni chcą oczyścić świat krwią! Julian popełnia gruby błąd. Zamykając ludowi cyrk, pozbawia go uciechy krwawej. Pospólstwo wszystko przebaczy, ale tego jednego nie!
Marek wymówił uroczyście ostatnie wyrazy, poczem nagle przesunął ręką po plecach, i twarz mu zajaśniała.
— Pocisz się? — zapytał troskliwie Gargilian.
— Pocę się! — odpowiedział Auzonyusz z radosnym uśmiechem. — Trzyj, niewolniku, trzyj prędzej grzbiet, póki nie ochłodłem...
Położył się. Łasiebnik wziął się do nacierania nędznych, bezkrwistych członków, powleczonych sinością, jak członki umarłego.
Z nisz pofirowych, przez mleczne kłęby pary pyszne rzeźby helleńskie z ubiegłych czasów spoglądały ze wzgardą na szpetne ciała żyjących.
A tymczasem u zbiegu ulic, przy wejściu do term gromadziły się tłumy.
Nocą Antyochia błyszczała tysiącami świateł, szczególnie Syngon, ulica pierwszorzędna, całkowicie prosta, przecinająca miasto na przestrzeni trzydziestu sześciu sta-