Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słucham cię...
— Dziecię moje, zginiesz, ponieważ przeczysz sobie...
— I ty, Maksymie!... i ty przeciwko mnie?
— Pamiętaj o tem, Julianie, że boskie jabłka Hesperyd są wieczyście młode i twarde. Miłosierdzie — to miękkość i słodycz gnijących owoców. Tyś poszczący, tyś wstrzemięźliwy, tyś posępny, tyś litościwy, mienisz się być wrogiem galilejczyków, a tyś sam galilejuzykiem. Powiedz mi: czem zamierzasz zwyciężyć Ukrzyżowanego?
— Pięknością i weselem bogów — odpowiedział Julian.
— Czujesz-że w sobie dosyć siły?
— Czuję...
— Potrafisz znieść całkowitą prawdę?
— Potrafię...
— Dowiedz się zatem, że oni nie istnieją.
Julian z przerażeniem spojrzał w spokojne, rozumne oczy mistrza.
— O kim powiadasz, jako „nie istnieje”?... — zapytał drżącym głosem, blednąc.
— Mówię, że olimpijczycy nie istnieją. Sam jesteś.
Cesarz, nic nie odpowiedziawszy, spuścił głowę na piersi w wyczerpaniu.
Wtedy czułość głęboka zatliła się w oczach Maksyma. Kładąc dłoń na ramieniu Juliana, przemówił:
— Uspokój się! Więc nie zrozumiałeś? Chciałem cię doświadczyć. Bogowie istnieją. Widzisz, jakiś ty słaby. Nie możesz pozostać sam. Bogowie istnieją i miłują ciebie. Ale zapamiętaj sobie — nie ty zjednoczysz prawdę okutego Tytana z prawdą Ukrzyżowanego Galilejczyka! Chcesz, abym ci powiedział, jakim będzie Ten, który nie przyszedł jeszcze, Niewiadomy, Pojednawca dwóch światów?