Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skiej, dniem i nocą śledziła dwu braci cesarskiego rodu, popadłych w niełaskę.
Jak dawno Julian mógł sięgnąć pamięcią, zawsze z dnia na dzień oczekiwał śmierci, aż wreszcie zwolna oswoił się z tą nieustanną trwogą, wiedząc, że ani w domu, ani w ogrodzie nie zdolen uczynić kroku lub poruszenia, któreby uszło uwagi tysiąca ciekawych, choć niewidzialnych oczu. Dziecko słyszało i pojmowało wiele, chociaż musiało udawać, że nie wie o niczem. Raz doleciało do niego kilka wyrazów z rozmowy Eutropiusza ze szpiegiem, od cesarza Konstancyusza nasłanym, w której mnich nazywał Juliana i Gallusa „cesarskiemi szczeniętami.” Innym razem znowu w korytarzu pod oknami kuchni chłopiec usłyszał niespodzianie, jak rozgniewany z powodu jakiejś niegrzeczności Gallusa stary pijaczyna kucharz mówił do swej kochanki, niewolnicy, pomywaczki: „Niech Bóg czuwa nad moją duszą, Pryscyllo — jednak tego pojąć nie mogę, dlaczego ich dotychczas nie uduszono!”
Wyszedłszy po lekcyi z domu i znalazłszy się pośród zieleni drzew, Julian odetchnął swobodniej. Dwa uśnieżone wierzchołki góry Argeus biało się rysowały na błękitnem niebie. W powietrzu czuć było świeży powiew od sąsiednich lodowców. Szły w dal aleje bez końca, migotliwe, ciemnozielone liście południowych dębów „kamiennych” tworzyły nieprzenikliwe sklepienia; gdzieniegdzie tylko przez gałęzie platanów przeciskał się promień słońca. Z jednej tylko strony ogród był pozbawiony muru; zastępowało go urwisko. Na dole, aż do Antitauru na krańcu widnokręgu, drzemała martwa równina, ziejąca skwarem, a w ogrodzie toczyły się ożywcze wody, huczały kaskady, tryskały fontanny i szemrały strumyki w cieniu gęstego gaju oleandrów.