Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ko nie omyl się przypadkiem: w korytarzu górnym trzynasta cela na lewo.
Julian otworzył drzwi i długo schodził po spadzistej pochyłości o szerokich stopniach ze starych kamieni ciosowych. Wkrótce podziemie zwęziło się w korytarz tak ciasny, że dwaj ludzie nie mogliby się w nim wyminąć. Ta droga tajemna łączyła niegdyś strażnicę z warownią na przeciwległym brzegu zatoki, obecnie zaś opuszczone zwaliska z nowym klasztorem chrześcijańskim.
Julian wydostał się na wierzch wysoko nad huczącem morzem śród poszczerbionych falami wiszarów i począł wspinać się po drobnych stopniach, w skale wykutych. Na wierzchołku zobaczył murowane ogrodzenie, ale wdrapując się po wystających cegłach, zdołał je przesadzić i znalazł się w małym ogródku klasztornym.
Wszedł na czyściutki, tchnący spokojem dziedziniec, którego ściany okrywały krzewy róż herbacianych, a kwiaty te w ciepłej burzliwej atmosferze pachnęły silnie i niepokojąco.
Jedno okno na dole nie było zasłonione okienicą. Julian otworzył je ostrożnie i wszedł do środka. Ogarnęło go duszne powietrze kobiecego klasztoru. Czuć było wilgoć, kadzidła, myszy, zioła lecznicze i świeże jabłka, przechowywane w śpiżarni przez skrzętne mniszki.
Cesarz udał się długim korytarzem, na który z obudwóch stron wychodziły szeregi drzwi. Policzył je, i trzynaste na lewo uchylił zcicha. Alabastrowa lampka słabo oświecała ciepłą celę. Wstrzymał oddech.
Na nizkiem biało zasłanem łożu leżała kobieta w ciemnej tunice zakonnej. Snadź zasnęła w czasie modlitwy, nie zdążywszy się rozebrać. Długie rzęsy ocieniały jej wybladłe policzki, a brwi miała zmarszczone surowo i majestatycznie, jakby umarła.