Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ność,” zdawało się Julianowi, iż mieści on taką nadludzką piękność, wobec której bledną nawet obrazy Homera. Utkwiwszy w mistrzu oczy szeroko rozwarte, prawie obłąkane, drżał cały i drętwiał w zachwycie...
Dotknięcie zimnej kościstej dłoni wyrwało Juliana z marzeń. Lekcya skończyła się. Ukląkł, zmówił modlitwę dziękczynną i, uwolniwszy się od Eutropiusza, pobiegł do swego pokoju, aby chwycić książkę i pójść do ustronnego zakątka ogrodu. Tam bez przeszkody odczytywał „Symposion,” dzieło niecnego bezbożnika Platona, ze wszystkich najsurowiej zakazane.
Na schodach spotkał wychodzącego mnicha.
— Czekaj-no, czekaj, kochanie! Co to za książkę niesie twoja wysokość?
Julian spojrzał na niego i spokojnie podał mu książkę. Przeczytawszy na okładce pergaminowej wypisany wielkiemi literami tytuł: „Listy świętego Pawła apostoła,” Eutropiusz oddał mu ją, nie zaglądając do środka.
— To dobrze, dobrze... Pamiętaj, że odpowiadam za twoją duszę przed Bogiem i wielkim cesarzem. Nie czytaj ksiąg heretyckich, a zwłaszcza tych filozofów, których fałszywą mądrość dostatecznie ci dzisiaj wyjaśniłem.
Było to zwykłym podstępem dziecka zawijać niebezpieczne dzieła w okładki niewinne. Od najwcześniejszej młodości nauczył się Julian z niedziecinną doskonałością obłudy i znajdował najżywszą przyjemność w oszukiwaniu innych, a zwłaszcza Eutropiusza.
Nieraz kłamał i udawał bez potrzeby, z przyzwyczajenia, z uczuciem nienawistnej i mściwej radości. Tylko względem Mardoniusza był szczery.
W Macellum nie było końca intryg, potwarzy, plotek, podejrzeń i doniesień śród licznej a niezajętej służby. Cała ta brudna gawiedź dworska, pożądająca łaski pań-