Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tchnionym, że wszyscy się odwrócili i zamilkli, oszołomieni jego bezbożnością:
— Niech będą pochwaleni nieposłuszni Bogu! Niech będą pochwaleni Kain, Cham, Judasz, mieszkańcy Sodomy i Gomory! Niech będzie pochwalony ich rodzic, anioł Otchłani i Mroku!
Zaciekły Afrykanin Purpurys, który już od godziny nie mógł dojść do słowa, chcąc ulżyć swemu sercu, rzucił się na kainitę i podniósł nań pięść kudłatą i żylastą, „by zamknąć usta bezbożnikowi!”
Wstrzymano go i starano się uspokoić.
— Ojcze! nie godzi się!
— Puśćcie mnie, puśćcie! Nie zniosę podobnego wszeteczeństwa! — ryczał, szamocąc się, Purpurys. — Masz, nasienie kainowe!
I donatysta plunął w twarz kainity.
Powstał zgiełk, który pewnie byłby przeszedł w bójkę, gdyby nie wdanie się kopijników rzymskich, którzy rozdzielając galilejczyków, przemawiali:
— Nie wypada się tak sprawować u dworu. Czyż mało macie kościołów do bijatyki?
Pochwycono Purpurysa i chciano go wyprowadzić.
Ten krzyknął:
— Leona! Dyakonie Leona!
Dyakon roztrącił żołnierzy, obalił dwu na ziemię, uwolnił Purpurysa, i straszliwa maczuga cyrkumceliona świsnęła nad głowami herezyarchów.
— Chwała Panu! — wył Afrykanin, poszukując ofiary.
Nagle maczuga opadła na dół w osłabionej dłoni. Wszyscy skamienieli. Krzyk przeraźliwy jednego z nawpół obłąkanych rzezańców prorokini z Pepuzy przeszył ciszę. Padłszy na kolana, z twarzą wykrzywioną przerażeniem, rzezaniec wskazywał trybunę: