Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niepojętą siłą pociągającą, z jaką działają na wyobraźnię rzeczy potworne i szalone.
Każdy był przekonany o swej słuszności, i wszyscy byli sobie wrogami.
Nawet drobniutka sekta, w oddalonych Afryki prowincyach zagrzebana, rogacyanie, nawet i ci utrzymywali, że Chrystus po powrocie na ziemię prawdziwe pojmowanie Ewangelii zastanie tylko u nich w kilku wioskach Maurytanii, a więcej nigdzie.
Euander z Nikomedyi, zapomniawszy o Juwentynie, ledwie mógł nadążyć zapisywać na tabliczkach nowe odcienie herezyi, szczęśliwy, jak amator, który odkrył cacko nieznane.
Tymczasem zaś z górnej galeryi młody cesarz, otoczony filozofami w szatach białych, oczyma pełnemi zadowolonej niechęci spoglądał na tych ludzi obłąkanych. Byli przy nim wszyscy jego przyjaciele: pitagorejczyk Proklos, Nimfidyanns, Eugeniusz Pryskus, Edezynsz, boski Jamblich stary, bogobojny archihiereus Dyndymeny Hekebolis. Nie śmieli się, nie żartowali; oblicza ich nie przestawały być nacechowane spokojem, zachowanie się — godnością mędrców. Chwilami tylko na zaciśnięte usta zabłąkał się uśmiech łagodnego politowania. Były to zaiste gody mądrości helleńskiej. Spoglądali z góry na galilejczyków, ak spoglądają bogowie na walczących ludzi, jak lubownicy cyrku patrzą na arenę, w której rozszarpują się i pożerają zwierzęta.
W cieniu opon purpurowych czuli się doskonale, gdy tymczasem na dole spoceni galilejczycy wyklinali się i nauczali.
Śród powszechnego zamieszania młody, zniewieściały kainita, z piękną delikatną twarzą i smutnemi dziecięcemi oczyma, wskoczył na trybunę i zawołał głosem tak na-