Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Może twoja wysokość raczy się gniewać na swego uniżonego i ubogiego duchem niewolnika Eutropiusza?
Potem, pośliniwszy dłoń, gładził kosmyki siwych włosów na skroniach, trzaskał stawami chudych palców i dodawał, że nie zawadziłoby czasami wychłostać rózgą złych i leniwych chłopaków, gdyż Pismo Święte często o tem wspomina, jako o środku najodpowiedniejszym do oświecenia umysłów ciemnych i krnąbrnych.
Mówił to jedynie w celu ujarzmienia dyabelskiej pychy Juliana, który wiedział zresztą, że Eutropiusz nie odważyłby się nigdy na wykonanie swej groźby. Mnich w głębi duszy był przekonany, że dziecko przeniosłoby raczej śmierć nad chłostę, pomimo to jednak nauczyciel lubił rozprawiać o tem często i obszernie.
Przy końcu lekcyi, podczas wyjaśnienia jakiegoś tekstu, Julianowi wyrwała się wzmianka o antypodach, o których słyszał od Mardoniusza. Może zresztą umyślnie wspomniał o tem, by podrażnić mnicha. Ten jednak zaczął się śmiać cieniutkim, tłumionym śmiechem, starannie zasłaniając dłonią usta.
— Któż ci to, kochanku, nagadał o antypodach? Toś dopiero rozśmieszył mnie grzesznego! Wiem, wiem, ten stary głupiec Platon gdzieś o tem coś napisał. I tyś uwierzył z całą naiwnością, że ludzie chodzą na głowach?
Tu zaczął piętnować bezbożną herezyę filozofów. Czyż nie oburzającem przypuszczać, aby ludzie, stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, mogli chodzić głową w dół, urągając w ten sposób niebu? Gdy zaś Julian, ujmując się za ulubionymi filozofami, wspomniał o kulistości ziemi, Eutropiusz nagle przestał się śmiać i, zaczerwieniony ze złości, zaczął tupać nogami:
— To od tego poganina Mardoniusza nasłuchałeś się pewnie takich łgarstw ateuszowskich!