Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

prostując koźle rogi na czole — niejeden mniej kocha oj i matkę, niż on swoich bogów.
— Patrzcie, — śmiał się z cicha ktoś inny — jak nadyma policzki, chcąc ogień rozniecić! Dmuchaj sobie, dmuchaj — nie rozpali się! Za późno!... Zgasił go twój wujaszek Konstantyn...
Buchnął płomień, oświetlając oblicze cesarza.
Umoczywszy kropidło święte z włosia końskiego (aspergillum) w płaskiem naczyniu srebrnem — paterze, Julian pokropił tłum wodą ofiarną. Wielu się skrzywiło, inni zadrżeli, uczuwszy zimne krople na twarzy.
Po ukończeniu całego obrzędu, Julian przypomniał sobie, że przygotował rozprawę filozoficzną dla tłumu.
— Ludzie! — przemówił — bóg Dyonizos jest początkiem wielkiej wolności serc waszych. Dyonizos kruszy wszelkie łańcuchy, drwi z możnych, wyzwala niewolników...
Ale tu arcykapłan spostrzegł na twarzach słuchaczów takie osłupienie i takie nudy, że słowa zamarły na ustach, a śmiertelna odraza ku ludzkości ogarnęła mu serce. Dał znak kopijnikom, ażeby go otoczyli.
Tłum rozproszył się niezadowolony i zawiedziony.
— Idę zaraz do kościoła ze skruchą! Może mi będzie odpuszczone! — mówił jeden z faunów, zdzierając gniewnie przyprawioną brodę i rogi.
— Nie było za co gubić swej duszy! — zauważyła oburzona ladacznica.
— Co komu do twojej duszy!... nikt za nią nie da trzech obolów.
— Oszukańcy! — ryczał pijak: — ledwie wąsy umoczyć dali. Dyabły przeklęte!...
W skarbcu świątyni cesarz obmył twarz i ręce, zdjął wspaniały strój Dyonizosa i przywdział skromną tunikę