Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stratonika przypatrywała się ćwiczeniom atlety z miną subtelnej znawczyni, gimnasta zaś, zachowując wyraz bezmyślnej powagi na swej byczej twarzy, nie darzył jej najmniejszą uwagą. Szoptała coś do ucha swojej niewolnicy i z naiwnem zdumieniem podziwiała potężny grzbiet i straszliwe muskuły herkulesa, kłębiące się pod czerwoną skórą ramion, gdy atleta, wyprostowując się i zaczerpując zwolna powietrza w piersi, jak w miech kowalski, podnosił żelazne hantle nad swą głową dzikiego zwierzęcia.
Podniesiono zasłonę, tłum widzów rozstąpił się, i do stajni wbiegły dwie klacze kapadockie, czarna i biała, a na nich młoda ujeżdżaczka, która zręcznie, z gardlanym okrzykiem, przeskakiwała z jednego konia na drugi, następnie zaś, wywinąwszy w powietrzu ostatniego koziołka, stanęła na ziemi.
Była ona równie silna, zdrowa i wesoła, jak jej klacze.
Na jej nagiem ciele błyszczały kropelki potu.
Uprzejmie podbiegł ku niej młody, wytwornie ubrany subdyakon bazyliki Świętych Apostołów, Zefiryn, wielki zwolennik cyrku, znawca koni i stały uczestnik gonitw, podczas których czynił znaczne zakłady za „błękitnymi” (Vineta) przeciwko „zielonym” (prasina).
W skrzypiących safianowych bucikach na czerwonych obcasach, z podmalowanemi oczyma, ubielony i ufryzowany, Zefiryn podobniejszy był do młodej dziewczyny, aniżeli do sługi Kościoła. Z tyłu za nim stał niewolnik, obarczony paskami materyi, pudełkami i wszelkiego rodzaju sprawunkami z najsłynniejszych magazynów.
— Krokalo, oto są perfumy, których żądałaś onegdaj.
To mówiąc, kłaniał się grzecznie i podawał elegancki flakonik, zalepiony błękitnym woskiem.
— Obiegałem sklepy przez cały ranek. Tylko jeden