Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niec z Azyi Mniejszej, trybun Cintulla. Ukląkł i ucałował brzeg paludamentu cesarskiego.
— Chwała boskiemu Augustowi Julianowi!
— Przybywasz od Konstancyusza, Cintullo?
— Konstancyusza już niema.
— Jak to?...
Julian zadrżał i spojrzał na Maksyma, który stał, nie okazując żadnego wrażenia.
— Z woli Bożej — ciągnął Cintulla — wróg twój zakończył życie w miasteczku Mopsukrenach w pobliżu Macellum.
Wieczorem zgromadzono wojska na równinie; śmierć Konstancyusza była już wiadomą.
August Klaudyusz Flawiusz Julian stanął na małem wzgórzu tak, aby od całego wojska być widzianym, bez wieńca, bez miecza, bez pancerza, owinięty od stóp do głowy w purpurę. Dla ukrycia śladów krwi, których nie godziło się zmywać, naciągnął purpurę na głowę i opuścił ją na czoło. W tym stroju wyglądał bardziej na ofiarnika misteryów wschodnich niż na cesarza.
Za nim czerwieniał więdnący bór jesienny na zboczu góry Hemus. Nad samą głową klon rozpościerał pożółkłe gałęzie, niby chorągiew złotą. W dali aż ku krańcom widnokręgu ciągnęła się równina Tracka, którą przecinał starożytny gościniec rzymski, białym marmurem wykładany, równy, tryumfalnie biegnący do samych fal Propontydy.
Julian spoglądał na wojsko. Gdy legiony przechodziły na stanowiska, czerwone blaski zachodzącego słońca odbijały się w hełmach, pancerzach i orłach, a włócznie nad kohortami wyglądały jak zapalone świece.
Obok Juliana stał Maksym i szeptał mu do ucha:
— Patrz, jaka chwała! Godzina twoja nadeszła. Nie wahaj się!...