Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znany żołnierzom świst rózeg, smagających ciało; to wojacy chłostali znienawidzonego centuryona Cedo-Alteram. Żołnierz, bijący swego zwierzchnika, cisnął skrwawioną rózgę i śród ogólnego śmiechu, naśladując wesoły głos centoryona, zawołał:
— Daj inną!.. Cedo alteram!
— Do zamku! do zamku! — wył tłum. — Okrzyknijmy Juliana Augustem! Uwieńczmy go dyademem!
Rzucili się wszyscy, pozostawiając na dziedzińcu nawpół martwego centuryona pośród kałuży krwi.
Niezliczone gwiazdy błyszczały z po za chmur. Suchy, przejmujący wiatr wzbijał tumany kurzu.
Bramy, drzwi i okienice zamku były szczelnie zamknięte. Gmach wydawał się niezamieszkanym.
Przewidując bunt, Julian wcale nie wychodził, nie pokazywał się żołnierzom i spędzał czas na wróżeniu. Przez dwa dni i dwie noce oczekiwał cudów i przepowiedni. Odziany w długą białą szatę pitagorejczyków, z lampą w ręce wchodził po wązkich schodach na najwyższą basztę zamku.
Tam oczekiwał na niego, obserwując gwiazdy, w śpiczastej wojłokowej mitrze mag perski, pomocnik Maksyma z Efezu, przysłany przezeń do Juliana, ten sam Nogodares, który ongi w oberży Syrofeniksa, u stóp góry Argeus, przepowiedział był przyszłość trybunowi Scudilli.
— I cóż? — zapytywał Julian z niepokojem, wpatrując się w ciemne sklepienie niebios..
— Nie widać nic. Jak gdyby się niebo i ziemia zmówiły.
Przeleciał nietoperz.
— Patrz, patrz! Może z jego lotu będziesz mógł co wywróżyć!