Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cezar żyje!
— Nie cezar już, jeno cesarz!
— Kto mówił, że go zamordowali?
— Gdzie nikczemnik?
— Chciano go zabić!..
— Kto?
— Konstancyusz!
— Precz z Konstancyuszem! Precz z przeklętymi eunuchami!
W półmroku ktoś przebiegł na koniu tak szybko, żego z trudnością poznano.
— Decencyusz, Decenyusz! Łapcie łotra!
Miał jeszcze pióro za uchem, a kałamarz pochodny podskakiwał mu u pasa. Zniknął, ścigany przekleństwami i śmiechem. Tłum wzrastał. Zbuntowana armia groźnie falowała i huczała w cieniach wieczora. Gniew przeistoczył się w wesołość dziecięcą, gdy spostrzeżono powracające legiony Herulów i Petulanów, którzy byli wyruszyli wczoraj, ale w drodze także bunt podnieśli i cofnęli się do obozu. Wycałowano ich z żonami i dziećmi, jak po najdłuższem rozłączeniu. Wielu płakało z radości, inni uderzali mieczami w puklerze. Rozpalono wielkie ogniska. Zjawili się mówcy. Strombix, który za czasów młodości był błaznem w Antyochii, uczuł wzbierające w sobie natchnienie. Towarzysze podnieśli go w górę na ramionach, a on zaczął przemawiać z uroczystymi gestami:
— Nos quidem ad orbis terrarum extrema ut noxii pellimur et damnati... Pędzą nas na koniec świata, jak złoczyńców lub potępieńców, a nasze rodziny, wyzwolone za cenę krwi z niewoli, znowu podpadną pod jarzmo Alamanów.
Ale nie mógł skończyć, bo z koszar dały się słyszeć przeraźliwe krzyki, niby zarzynanego prosiaka, i dobrze