Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po dwakroć doznał ulania żółci. Lekarze dworu byli zaniepokojeni.
Często, śród nocy bezsennych cesarz, leżąc z otwartemi oczyma na wapaniałem łożu pod świętym sztandarem Konstantyna, rozmyślał:
— Euzebia mnie oszukała. Gdyby nie ona, byłbym poszedł za roztropną radą Cateny i Merkurego. Byłbym kazał udusić tego chłopaka w jakim ciemnym kącie. Byłbym zdławił tego węża z gniazda Flawiuszów. A ja, głupiec, sam go z rąk wypuściłem! I kto wie, czy Euzebia nie była jego kochanką?
Spóźniona zazdrość jeszcze dotkliwszą zawiść jego czyniła.
Nie mógł szukać zemsty nad cesarzową Euzebią, zdawna już leżącą w grobie. Druga jego żona, Faustyna, była przystojną, głupiutką gąską, którą pogardzał.
Konstancyusz targał w cieniu nocy swoje rzadkie włosy, które perukarz co rano karbował tak starannie, i łzy ronił ze wściekłości.
Czy nie był obrońcą Kościoła? Czy nie gromił zawzięcie wszelkich herezyi? Czy nie budował i nie wypiękniał świątyń? Czy nie wykonywał skrupulatnie wszystkich rzepisanych obrzędów? I za to jakaż nagroda!
Po raz pierwszy władca świata czuł opanowujące go oburzenie na Przedwiecznego Władcę. Zła modlitwa nabiegała mu na usta.
By swą zawiść uśmierzyć, postanowił uciec się do niezwykłego środka. Kazał porozsyłać po wszystkich wielkich miastach tak zwane listy tryumfalne, ozdobione laurami i ogłaszające zwycięstwa, z łaski Bożej udzielone cesarzowi Konstancyuszowi. Listy te odczytywano na placach. Wynikało z nich, że to Konstancyuszy nie zaś Julian czterokrotnie Ren przekraczał, Konstsncyusz,