Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będzie się cieszyła szczęściem zupełnem. Skoro miłość jest bez granic — więc jakże? Wszystko będzie w Bogu, i Bóg będzie we wszystkiem. Przyjacielu, co to za szczęście — życie! Zrozum tylko. Tego jeszcze ocenić nie umiemy! Ale trzeba błogosłowić wszystkiemu — pojmujesz, bracie mój, czy czujesz, co to znaczy błogosławić wszystkiemu?
— Nawet złemu?
— Złe nie istoieje, skoro niema śmierci.
Przez otwarte okno dochodziły echa piosnek bachicznych towarzyszów Anatola, ucztujących w purpurowych łodziach ze śpiczastymi żaglami na ściemniałym wieczornym błękicie morza.
Myrra wskazała na nich.
— I to również jest piękne. I im błogosławić trzeba — wyszeptała z cicha jakby do siebie.
— Błogosławić grzeszne śpiewy? — zapytał Juwentyn z niepokojem.
Myrra potrząsnęła głową:
— Nie! Wszystko jest dobre, wszystko jest czyste. Piękność od Boga pochodzi. Czego się obawiasz, przyjacielu? O! jakiej potrzeba swobody, ażeby kochać! Kochaj Go i nie bój się. Ty nie wiesz jeszcze, ile szczęścia daje życie!
Westchnęła ciężko, jak gdyby w przeczuciu blizkiego odpocznienia, dodając:
— I ile szczęścia śmierć daje...
Była to ich ostatnia rozmowa. Myrra leżała przez wiele dni nieruchomie i w milczeniu, nie otwierając oczu. Musiała zapewne cierpieć bardzo, gdyż w pewnych chwilach brwi jej marszczyły się boleśnie, ale uśmiech słodyczy i rezygnacyi zacierał w jednej chwili ten kurcz mi-