Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jestem dotknięty śmiertelną chorobą...
— Jaką? — pytano z niedowierzeniem.
— Chorobą, którą wy nazywacie moim dowcipem i dziwacznem szaleństwem...
W jego wydelikaconych, zniewieściałych rysach znać było znużenie ostateczne. Chwilami przebudzał się, urządzał z rybakami podczas burzy bezcelowe wyprawy na pełne morze, albo wyruszał polować na dziki i niedźwiedzie w niedostępnych kniejach Kalabryi, marzył o udziale w spisku na życia cesarza, lub o czynach wojennych, starał się o wtajemniczenie w przerażające misterya boga Mitry lub Adonai. W podobnych chwilach mógł nawet zadziwić niezmordowaną energią i odwagą tych, którzy nie znali zwykłego sposobu jego życia.
Ale wkrótce podniecenie ustawało, i Anatol powracał do swej bezczynności, jeszcze bardziej ospały i gnuśny, jeszcze bardziej szyderczy i bardziej smutny.
— Niema na ciebie rady, Anatolu — mówiła do niego Arsinoe z łagodnym wyrzutem. — Jesteś jakiś miękki, jak gdyby zgoła bez kości.
Odczuwała jednakże wdzięk helleński w tym w ostatnim epikurejczyku. Lubiła czytać o jego znużonych oczach smutne urąganie nad wszystkiem i nad samym sobą, gdy mówił do niej:
— Mędrzec potrafi znaleźć cząstkę przyjemności najsmutniejszych myślach, tak samo, jak pszczoły z gór Hymetu robią najprzedniejszy miód z soku roślin gorzkich.
Spokojne jego rozmowy kołysały i uspokajały Arsinoę, która żartem nazywała go swym „uzdrowicielem.”
Wyzdrowiała istotnie, ale nie powróciła już do pracowni; sam widok bloków marmuru nasuwał jej dręczące myśli.