Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Optimi reipublicae defensores! (Doskonali obrońcy rzeczypospolitej)! — rozpoczął Konstancyusz.
Mowa jego była bezbarwna, przeładowana scholastycznymi kwiatami retoryki.
Jnlian w szatach dworskich wszedł po stopniach trybuny, i bratobójca przyoblekł ostatniego potomka Konstancyusza Chlorusa w świętą purpurę cezarów.
Przez lekki jedwab przesączyły się promienie słońca w chwili, gdy cesarz podniósł do góry purpurę, ażeby ją włożyć na klęczącego Juliana; krwawy odblask padł na śmiertelnie blade oblicze nowego cezara, który w myśli powtarzał sobie proroczy wiersz z Iliady:

Oczy śmierć mu zaćmiła czerwona i Mojra okrutna.”

Tymczasem Konstancyusz przemawiał do niego:
— Recepisti, primaevus, originis tuae splendidum florem, amatissime mihi omnium frater! (Otrzymałeś w tak młodym już wieku kwiat urodzenia twego, najukochańszy z pomiędzy wszystkich bracie!)
Wtedy przez wszystkie legiony przebiegł okrzyk zapału. Konstancyusz zmarszczył się z lekka. Krzyk ten przekraczał miarę, przepisaną ceremoniałem. Julian widocznie podobał się żołnierzom.
— Cezar Julian niech żyje! — wołali coraz głośniej, nie chcąc zaprzestać.
Nowy cezar podziękował im życzliwym uśmiechem, a każdy legionista stuknął puklerzem o kolano na znak uradowania.
Julianowi się zdało, że to nie wola cesarza, lecz wola bogów wyniosła go na te wyżyny.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Co wieczór Konstancyusz zwykł był poświęcać kwadrans czasu na opatrzenie swych paznogci. Była to je-