Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W Gangrze Paflagońskiej! — powtarzali zrozpaczen biskupi. — A myśmy o tem koncylium zapomnieli! Co teraz czynić, bracia?
Narcyz tryumfował, spoglądając na wszystkich skośnemi oczyma.
— Boże, zmiłuj się nad nami grzesznymi! — wołał poczciwy i dobroduszny biskup Euzousz. — Nic już nie rozumiem. Poplątało mi się. W głowie mi się kręci: homoousios, homoiousios, współistotny, niewspółistotny, podobieństwo, hypostaza, w uszach szumi od greckich słów. Błąkam się jak śród mgły i sam już nie wiem, w co wierzę, a w co nie wierzę, gdzie jest herezya, gdzie jej niema. Chryste, królu Niebieski, ratuj nas! giniemy w sidłach szatana!
W tej chwili wrzawa i krzyki gwałtowne ustały; na trybunę wstępował jeden z ulubieńców cesarza, biskup Ursacyusz z Singidyonu, trzymając w dłoni długą kartę pergaminu.
Dwaj skoropisarze, zatemperowawszy cienkie pióra z kalamusu (trzciny egipskiej), przygotowali się do zapisywania uchwał synodu. Ursacyusz odczytywał odezwę cesarza do biskupów:
— Konstancyusz, zwycięzca, tryumfator, sławny i wiekuisty August do wszystkich zgromadzonych w Medyolanie biskupów...
Cesarz domagał się złożenia z urzędu Atanazego, patryarchy Aleksandryjskiego, zowiąc obelżywie szanowanego przez wszystkich świątobliwego starca „najniegodziwszym z ludzi, zdrajcą, wspólnikiem zuchwałego i niecnego Maksencyusza.”
Zaprzedani dworowi biskupi Walens, Euzebiusz, Aksencyusz rzucili się do podpisywania aktu destytucyi. le inni poczęli szemrać: