Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wyobraźcie sobie, przyjaciele, — ciągnął niezmieszany gastronom — że od dawnego czasu nie byłem na brzegach oceanu, który kocham i do którego stale tęsknię. Zapewniam was, że dobra ostryga tyle ma słonej i świeżej woni morza, iż dosyć jest ją połknąć, ażeby się poczuć na brzegach oceanu. Zamykam oczy i widzę fale, widzę skały, czuję powiew „zamglonego morza,” jak się wyraził Homer. Powiedzcież mi teraz szczerze, który wiersz Odysei jest w stanie rozbudzić we mnie z taką dokładnością całą poezyę morza, jak zapach świeżej ostrygi? Albo rozcinam brzoskwinię i kosztuję wonnego jej soku. Powiedzcież mi, dlaczego woń fijołka lub róży ma być poetyczniejsza od smaku brzoskwini? Poeci opisują kształty, barwy, dźwięki; dlaczegóż smak tylko miałby mniej być doskonałym? To przesądy, moi drodzy. Smak jest najważniejszym i dotychczas niedocenianym darem bogów. Połączenie smaków tworzy równie wzniosłą i subtelną harmonię, jak i zbiór tonów. Pewien jestem, że istnieje dziesiąta Muza: Muza Gastronomii.
— Ostatecznie zgoda na ostrygi i brzoskwinie, ale jaką harmonię, albo też jaki wdzięk woźna odkryć w wątróbce gęsiej z sosem szafranowym?
— Wszakże znajdujesz wdzięk. Lamprydyuszu, nietylko w idylach Teokryta, lecz i w najrubaszniejszych komedyach Plauta?
— W istocie.
— Otóż i dla mnie, moi drodzy, istnieje odrębna poezya gastronomiczna nawet i w gęsiej wątróbce. I naprawdę gotów jestem za nią uwieńczyć laurem Dedala tak samo, jak Pindara za odę olimpijską.
Na progu ukazali się dwaj nowi goście zaproszeni: Julian i poeta Publiusz. Hortensyusz ustąpił zaszczytnego miejsca Julianowi. Publiusz pożerał głodnemi oczyma