Strona:D. M. Mereżkowski - Julian Apostata.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Muzom to pochlebiać powinno, Lamprydyuszu. Utrzymuję i zawsze utrzymywać będę, że gastronomia jest sztuką równie wzniosłą, jak wszelkie inne. Czas pozbyć się przesądów!
Gargilian, urzędnik kancelaryi prefekta, był człowiekiem tęgim, dobrej tuszy, z potrójnym podbródkiem, starannie wygolonym i wyperfumowanym, ze szpakowatą, nizko ostrzyżoną czupryną, świecącą różowemi fałdami tłuszczu, o rozumnej i dobry ród znamionującej twarzy. Od wielu lat uważano go za niezbędnego współbiesiadnika na każdem wykwintnem zebraniu literackiem w Atenach.
Dwie tylko rzeczy ukochał w życiu Gargilian: dobry stół i dobry styl. Gastronomia i literatura zlewały się dla niego w jedno źródło rozkoszy.
— Biorę, dajmy na to, ostrygę... — perorował, zbliżając do ust ślimaka w ładnych, tłustych palcach, przyozdobionych w olbrzymie ametysty i rubiny: — biorę ostrygę i połykam ją...
Jakoż połknął w samej rzeczy, przymrużając oczy i mlaskając górną wargą. Warga ta miała szczególny jakiś wyraz żarłoczny, a nawet nieco drapieżny. Wystająca, zwężająca się ku środkowi, dziwacznie powyginana, przypominała trochę nieukształtowaną trąbę słonia. Rozkoszując się dźwięcznymi wierszami Anakreonta lub Moschosa, Gargilian cmoktał tą wargą z równą zmysłowością, jak gdy kosztował przy wieczerzy sosu z języków słowiczych.
— Połykam... i w tej samej chwili czuję, — ciągnął poważnie Gargilian — że ostryga pochodzi z brzegów Brytanji, nie zaś z Ostyi albo Tarentu. Chcecie, to z zamkniętemi oczyma odgadnę, z jakiego morza ryba pochodzi?
— Ale gdzie w tem wszystkiem widzisz poezyę? — przerwał niecierpliwie Mamertyn, który nie lubił, żeby kto inny prócz niego zwracał na siebie uwagę słuchaczów.