Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdybyście mieli choć trochę nie już przyjaźni, lecz szacunku dla mnie i dla mamy, nie zrobilibyście tego książę. Choć zresztą, to ja sama winna jestem, żem pozwoliła... głupia... głupia... dziewczyna.
Zakryła twarz rękami, opadła na krzesło i zaczęła płakać. Szczupłe jej ramiona wstrząsały się od szlochu; z pod rozsuniętej muślinowej Fichu, wychylała się szczupła pół dziecinna szyja, pół dziecinne piersi falowały pod stanikiem, podnosząc się i opadając.
— Co ja narobiłem, głupi? — zawołał Golicyn, chwytając się za głowę.
Nie wiedział sam, co dla niego w tej chwili ważniejsze, wyzwolenie Rosyi, powstanie, rewolucya, czy ta płacząca dziewczyna.
Marynka wstała i szła ku drzwiom, nie odejmując rąk od twarzy. Golicyn rzucił się za nią chcąc ją zatrzymać.
— Marynko! Miryo Pawłówno! poczekajcie! nie uciekajcie tak, dajcie powiedzieć, posłuchajcie na Boga.
— Puśćcie mnie książę! puśćcie!
Ale on nie puszczał i przytrzymał mocno jej rękę.
— Niechże pani pozwoli, niech pani pozwoli powiedzieć. Nie mogę przecie tak Marynko! Odejdzie pani zaraz i może się już nigdy nie zobaczymy.
Zatrzymała się, słuchając.
— Tylko minutkę... ja tylko chcę — ...Niech pani siądzie proszę, niech pani usiądzie.
Ciągnął ją za rękę, prowadząc do krzesła. Uległa, poszła za nim i siadła na dawnem miejscu.
— Głupiec! ze mnie, głupiec! Wszyscy rozumni ludzie, to najgorsze durnie, to chyba o