Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skwa, ani sosyety, ani wyższego towarzystwa. Takie teraz czasy, że co godzina zda się gorzej, wolałyby i oczy nie widzieć i uszy nie słuchać.
Jedynym gościem Natalii Kiryłównej był stary Fryndin, Foma Fomicz, dymisyonowany brygadyer z czasów Suworowa. Małego wzrostu, przyjemnej twarzy z blado-niebieskiemi oczyma, jak wyblakłe niezabudki, z dziecięcym wyrazem w oczach i dziecięcym uśmiechem; mówiący cicho miłym, spokojnym tonem. Fryndin kochał się kiedyś prawdopodobnie w babuni i wiernym jej pozostał do końca życia. Zawsze niezmiernie ugrzeczniony, pozwalał tylko sobie na małe żarciki przy grze w »muszkę«, mówiąc naprzykład, że wychodzi siedem z kierów, kiedy było siedem z pików.
— Przestań Batiuszka! Cóż to za jakieś figle! — gromiła go staruszka.
— I czemu nie pofiglować matuszko. Natalio Kiryłówna, życie i tak krótkie — uśmiechał się stary swoim cichym uśmieszkiem.
Gdy babce chciało się drzemać, czytał jej głośno sentymentalną książkę p. t.: „Płody melancholii dla czułych serc«, a gdy nudziła się, opowiadał jej anegdoty.
— Wiecie matuszka! w »Północnej pszczole« piszą, że Chińczycy wyuczyli małpy, by obrywały liście z drzew herbacianych, a to dlatego, że lepiej od ludzi wspinają się po gałęziach.
— Kłamstwo! — przeczyła babunia — przestanę pić herbatę, bo nie chcę jej z małpich łap.
— Myją im łapki, w trzech wodach myją matuszka — uspokajał ją Fryndin.
A czasem zaczynał filozofować.
— Nie ma w ludzkiem życiu pomyślności, po którychby nie nastąpiły utrapienia i to w więk-