Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szkło z rozbitej lampki. Pułkownik Bułakow uwierzył w zmiłowanie carskie jak w miłosierdzie Boże, a gdy zobaczył że jest oszukany, postanowił zamorzyć się głodem. Stawiano przed nim najprzedniejsze potrawy, lecz on niczego nie tykał i tylko gryzł palce do krwi, aby oszukać głód. Męki jego trwały dziewiętnaście dni, karmili go sztucznie, wreszcie pomimo usilnego nadzoru, znalazł sposobną chwilę i rozwalił sobie głowę o ściany.
— A co będzie ze mną? — myślał Golicyn słuchając tych opowiadań.
Golicyn nie odpowiedział jeszcze na zadane mu na piśmie pytania. Z początku chciał milczeć i wszystkiego się zapierać, lecz im dłużej o tem myślał, tem więcej czuł, że nie wolno milczeć. Nieodparte były argumenta Czerniszewa i Oboleńskiego, przyjaciela i wroga.
Ojciec Mysłowski zachodził prawie codzień, lecz tylko na chwilę. Zajdzie, bywało pogada, to znów pomilczał, jakby czekał na coś i odchodzi, nie doczekawszy się.
— Co myślicie ojcze Piotrze, czy dobrze ja robię — zapierając się? — zapytał raz Mysłowskiego.
— Waleryanie Michajłowiczu! rodzony mój najlepszy! — ucieszył się Mysłowski i widać było, że właśnie czekał na to pytanie — cóż w tem dobrego? Nie dobrze, nierozsądnie robicie, milcząc, a nawet mogę dodać nieszlachetnie, bo gubicie...
— Wiem! wiem, gubię w ten sposób nietylko siebie, ale i drugich. Wszyscyście się zmówili, aby mi to powtarzać. Ach, ojcze Piotrze i wy przeciw mnie, tego się nie spodziewałem.