Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jemnicę. O czemkolwiek zresztą mówili, każde słowo wyrzeczone miało dla nich inne ukryte znaczenie. Czasem milkli oboje, wpatrując się w siebie z radosnem zdumieniem, jakby po długiej rozłące przyszło dla nich błogie spotkanie i znowu czuli, że zbliżają się i lgną ku sobie mimowoli i że coś się zawiązuje pomiędzy niemi i nie może być wstrzymane. Ona bała się go jeszcze trochę i trochę nie wierzyła, ale skoro rzucała mu z pod rzęs spuszczonych promienne spojrzenie, wiedział już, że pieszczota wzroku jej nie idzie już ku wnzystkim, jak wczoraj lecz wyłącznie ku niemu.
— Co ja robię? — myślał — po co zakłócam spokój biednej dziewczynie.
Opamiętywał się na chwilę, lecz potem zapominali oboje o wszystkiem, upajając się tchnieniem miłości, którem owiana była miła dzieweczka, jak bez rozkwiecony wonną świeżością rosy.
— Najlepiejbyś zrobił żeniąc się z Marynką — mówił Puszczyn do Golicyna, który przypomniał sobie teraz tę radę przyjaciela, choć ją wtedy uważał jako żart.
— Damy może głowę pod topór, a ty Puszczyn mówisz o miłości — rzekł wtedy.
— A choćby — odpowiedział Puszczyn — milej będzie umierać, jeśli kto po nas zapłacze.
Radził żenić się z Marynką, żeby ją wybawić od starego Akwitonowa, dusigrosza i wyzyskiwacza. On sam też myślał z przykrością o tem małżeństwie, bo patrząc na motylka, zaplątanego w pajęczej sieci, każdyby chciał wyzwolić go od strasznego pająka; ale jakże to zrobić? W Petersburgu nie o Marynce mu myśleć, czeka go tam spisek, powstanie, obalenie cara, oswobodze-