Strona:D. M. Mereżkowski - Dekabryści.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

albo też

Przyszła już w godzin smętnej pogoni,
Chwila rozstania na kres daleki.
Jak tez nie ronić, nie łamać dłoni,
Skoro się może żegnam na wieki.

Marynka, słuchając takich pieśni, płakała. Wierzyła w różne wróżby i przepowiednie, dobre i złe omeny, których nauczyła ją stara niania Piotrówna. Nie przestąpi naprzykład nigdy nitki, leżącej na podłodze, ani kółka odciśniętego na piasku. Wie, że gdy się w piecu pali, a z ognia iskry lecą, to znaczy, że przyjadą goście, a jeśli kogut pieje o niezwykłej porze trzeba go prędko zdjąć z żerdzi i dotknąć łapy; jeśli ciepłe, to przyjdą nowiny, zimne wróżą nieboszczyka. Była w Czeremuszkach klucznica, gospodyni lepsza od mamy; ogórki solić umiała, jak nikt inny w powiecie i roboty śliczne umiała, prawdziwa artystka. Raz np. nastrzygli wełny białej tej najcieńszej, która u owiec znajduje się na piersiach i na podgardlu, i przywieźli do dworu; Pelagia to uprzędła, bo prześlicznie umiała prząść i wysnuła białą cieniutką nić; ale, że w deseniach utkanych potrzebne są kolory w cień, więc sama ufarbowała doskonale i wyszedł z tego bardzo ładny dywanik.
— Pani tak umyślnie Marynka? — zagadnął wreszcie Golicyn?
— Co umyślnie?
— Ja pani o miłości, a pani o solonych ogórkach i farbowaniu wełny...
Nic nie odrzekła, tylko zacięła usteczka i położyła na nich palec, kiwając głową w stronę mamy, jakby mieli już z sobą jakąś wspólną ta-