Strona:Czerwony kogut.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   218   —

żyjemy, żeby jak najwięcej pożytku swoim bliźnim przynieść... Żeby tak ci doktorzy, adwokaci przenieśli się z miasta na wieś, ileżby tam dobrego mogli zrobić! W miastach ich już nawet za wiele, a na wsi taki brak inteligencyi...
— Ale trzeba pamiętać, że ludzie z wysoką cywilizacyą nie mogą wstecz się cofać; oni muszą być wciąż blizko źródeł cywilizacyi, żeby mogli z nich czerpać to, co im potrzeba do zadowolenia duchowego, estetycznego i innych potrzeb.
— Ja myślę, że ci, którzy czynnie biorą udział w cywilizacyi, którzy posuwają ją naprzód, ci mogą pozostać przy tych źródłach i oddać się wyłącznie tej cywilizacyi. Lecz ci, którzy tylko korzystają z cywilizacyi, a nie pamiętają, że tak wielu ludzi zupełnie nie odczuwa jej dobrodziejstw — są to podług mnie trutnie.
— Pani, jak widzę, jesteś filantropką. Na wieś wszystko później dochodzi; u nas ta filantropijna moda już się kończy — dodałem trochę ironicznie.
— Moda mnie nie obchodzi. Jedno tylko wiem, że póki będzie egzystowała na świecie choć jedna ciemna głowa, póki choć jedna łza będzie płynęła, póty obowiązkiem ka-